Chemia między klientem a projektantem? Studia na architekturze wnętrz czy może kopiowanie cudzych pomysłów? - w tej części dowiecie się samych ciekawostek o zawodzie projektanta wnętrz! I najważniejsze – kiedy i czy w ogóle warto skorzystać z usług osoby fachowo zajmującej się projektowaniem wnętrz.
Gotowi na drugą część megainpisrującego wywiadu? Zaczynamy!
Po takim zadziornym wstępie,
przejdźmy do rozmów na konkretne zagadnienia, które ciekawią mnie
już od bardzo dawna! Chemia między klientem a projektantem - prawda
czy mit? Można pracować z trudnym i kapryśnym klientem?
Aneta Wierzbicka: Oczywiście, że
prawda. Chemia musi być! Kiedy wpuszczasz kogoś do swojego domu, to
tak naprawdę wpuszczasz go do swojego świata. Żeby projektant
potrafił odzwierciedlić ten świat w projekcie, musisz się przed
nim otworzyć, zaufać, opowiedzieć o sobie, rodzinie, marzeniach.
Nie wyobrażam sobie projektowania domu dla kogoś, kogo zwyczajnie
nie lubię. No nie! Przy wnętrzach komercyjnych jest trochę
inaczej, bo wtedy projektujemy „pod klienta” naszego
zleceniodawcy, ale nawet wtedy o wiele przyjemniej się pracuje z
kimś, z kim po prostu dobrze się dogadujemy. Czy klient będzie
trudny lub kapryśny, zwykle widać już w pierwszej rozmowie. Wtedy
zdarza mi się odmówić współpracy, bo jednak kreatywność wymaga
przyjaznego środowiska.
Czy po studiach z architektury
wnętrz nie masz wrażenia, że to był zmarnowany czas? Czy nie
lepiej było się uczyć na „żywych” pomieszczeniach? Znam sporo
takich samozwańczych „architektów”.
Ha ha, zaskoczę
Cię! Nie studiowałam architektury wnętrz i nigdy nie mówię o
sobie architekt. Zawsze projektant. Więc nie, nie zmarnowałam czasu
na architekturze wnętrz ;) Zmarnowałam go za to sporo na studiach
ekonomicznych, które wybrałam z tchórzostwa, zamiast właśnie
wymarzonej architektury wnętrz.
Potem
nie chciałam tracić kolejnych pięciu lat na uczelni
państwowej, a tylko te, jak do tej pory, nadają tytuł architekt
bądź architekt wnętrz. Jeśli ktoś nie ukończył architektury
wnętrz na uczelni plastycznej lub politechnice, to zwyczajnie nie ma
prawa używać tego tytułu. Wiele osób to prawo łamie, bo
słowo architekt brzmi dumnie. Sama chciałabym go używać.
Ważniejszy był
jednak dla mnie poziom nauki. Chciałam uczyć się od specjalistów
i chciałam się uczyć rzeczy praktycznych, dlatego wybrałam studia
podyplomowe „Aranżacja Wnętrz” w School of Form przy
Uniwersytecie SWPS. Wiedziałam, że poziom nauczania jaki oferują
jest światowy, bo już wcześniej wzięłam udział w cyklu szkoleń
o zarządzaniu innowacją organizowanych przez tę uczelnię i byłam
pod ogromnym wrażeniem!
Tak właśnie
chciałam się uczyć! Efektywnie, praktycznie i od najlepszych. I
nie pomyliłam się. Myślę, że materiał, który przerobiliśmy w
rok bardzo intensywnych studiów podyplomowych, miał podobną wagę
do państwowych 3-4 lat nauki. Naprawdę. Nie było to tylko moje
odczucie. Czasu nie straciłam na pewno, a to dla mnie o wiele
cenniejsze, niż tytuł architekta wnętrz.
Oczywiście
nie chcę urazić nikogo po architekturze wnętrz
- znam takie osoby i
wszystkie zgodnie twierdzą, że studia państwowe niewiele dają.
Wierzę, bo mam takie samo odczucie po ukończeniu jednej z
najlepszych uczelni ekonomicznych. Polskie uczelnie uczą w sposób
przestarzały i skostniały. Pomijają
praktykę! Czasem
trafi się jakiś pasjonat, który wnosi jakąś świeżość, ale
przeważa poczucie, że co najmniej połowa zajęć jest niepotrzebna
lub źle prowadzona. Co
prawda, skończyłam studia już jakiś czas temu, ale dobrze wiem,
że w tej kwestii niewiele się zmieniło.
No i króluje teoria. Wszystkiego uczymy się tak naprawdę dopiero
po studiach, w praktyce. Zarówno ja, po aranżacji wnętrz jak i
osoby prosto po studiach z architekturą w nazwie.
Najważniejsza jest
praktyka i doświadczenie. Ono jest ważniejsze niż dyplom. I
efekty, które mówią same za siebie. Przynajmniej w projektowaniu
wnętrz. Projektowanie budynków to zupełnie inna działka, która
wymaga twardych uprawnień.
![]() |
Fot. Aneta Wierzbicka. Aranżacja sypialni w brązach i turkusie. |
Uważasz, że każdy kto ma choć
odrobinę artystycznego zacięcia, może kreować się na znawcę
wnętrz?
Na
własne potrzeby? Jak najbardziej. A czy może zajmować się tym
zawodowo, zweryfikuje rynek. Jeśli urządzanie własnego mieszkania
sprawia mi radość i podoba mi się efekt, to żadnym znawcom nic do
tego. To może być moje hobby. Jednak jeśli Twoje aranżacje podobają
się nie tylko mnie, a znajomi i rodzina zaczynają podpytywać o
porady, to coś jest na rzeczy ;) Oni widzą, że wiesz na ten temat
więcej, że się znasz. Wtedy można myśleć o tym, aby pasję przekształcić w zawód.
A jak jest z kopiowaniem pomysłów
we wnętrzach? Czy projektanci wnętrz powinni czuć się zagrożeni,
że zwykli Kowalscy zrzynają pomysły designerskich głów, próbując
mniej lub bardziej udanie zaaranżować swoje M4?
Temat stary jak
świat: co jest inspiracją a co kopią? Tak naprawdę wszystko już
było, a każdy kolejny projekt jest pochodną tego co już
widzieliśmy, czego doświadczyliśmy, czy zwyczajnie bazuje na
asortymencie sklepów. Przenoszenie rozwiązań, które widzimy w
projektach lub sklepach na grunt własnego mieszkania to nic złego,
bo to użytek własny.
Ważne, aby nie
kopiować pomysłów na użytek komercyjny. Wiadomo, że w projektach
powtarzają się modne w danej chwili: elementy, meble, czy
rozwiązania funkcjonalne, ale najgorsze co może być, to zobaczyć
gdzieś w Internecie własny projekt skopiowany 1:1, podpisany innym
nazwiskiem. Wielu projektantów się na to skarży. Mnie również
zdarzyło się coś takiego przeżyć. Osoba, która skopiowała mój
projekt nie wysiliła się, aby zmienić choćby jeden element. To
tylko świadczy o jej „talencie”.
Przerażające! Przecież to
kradzież w czystej postaci!
Co takiego jednak skłania ludzi do
korzystania z usług projektanta wnętrz? Ja wiem, ale jestem ciekawa
jakie motywacje mieli Twoi dotychczasowi klienci?
Jest
wiele powodów. Te, które pojawiają się najczęściej, to
frustracja po nieudanych próbach aranżacji własnego domu, poczucie
niewykorzystanego potencjału mieszkania, niewygoda, brak „kropki
nad i”, chęć posiadania nieszablonowego wnętrza, trudne
doświadczenia poprzednich remontów i wreszcie polecenia znajomych :) Nic tak nie przekonuje do danego projektanta, jak świetnie
zaprojektowane mieszkanie, które zobaczymy na parapetówce u
znajomych.
A wracając do
innych powodów - projektowanie wnętrz to nie tylko kolory, poduszki
i meble. To przede wszystkim układ funkcjonalny, który jest
bolączką większości Polaków. Ludzie naprawdę mają ogromny
problem z wykorzystaniem potencjału własnych mieszkań, nie
dostrzegają możliwości. Ja widzę je bardzo dobrze i potrafię je
wskazać praktycznie od ręki, co zawsze skutkuje szokiem i ulgą w
oczach klientów. Nie zliczę, ile razy słyszałam od klientów, że
czegoś nie da się zrobić lub zmieścić, a ja po chwili podaję
rozwiązanie na tacy.
Po określeniu idealnego układu
funkcjonalnego, aranżacja to już pikuś. Oczywiście żartuję, tu
także można wydać sporo pieniędzy i nie osiągnąć wymarzonego
efektu. Osoby, które już mają takie doświadczenia za sobą,
bardzo chętnie korzystają z pomocy projektanta. Jeśli nie w
postaci projektu, to chociaż konsultacji. Takich z gatunku
zmieniających życie ;)
![]() |
Fot. Aneta Wierzbicka. Biało-miętowa, przytulna sypialnia. |
To mi się podoba! Lubisz wracać do domów swoich klientów
lub oglądać zdjęcia z projektowanych przez siebie wnętrz? Nie
przeszkadza Ci, że ktoś jednak nie posłuchał Twoich podpowiedzi i
urządził coś po swojemu?
Uwielbiam! Zawsze proszę moich
klientów o przesłanie zdjęć po remoncie, czy metamorfozie.
Niektórzy zapraszają mnie do siebie na kawę, aby pochwalić się
efektem na żywo.
Zmiany projektu się zdarzają i
ja nie mam z tym problemu, bo często są efektem tego, że
otworzyłam kogoś na poszukiwania własnego stylu czy rozwiązań.
Jedna z moich pierwszych klientek powiedziała, że po spotkaniu ze
mną „otworzyły jej się czakry” i nagle wiedziała już czego
potrzebuje we własnych wnętrzach. Tego typu historie słyszałam
już wiele razy, ale to te czakry zapamiętałam najbardziej
Na początku rozmowy często słyszę: „Nie wiem od czego
zacząć!”, a w trakcie współpracy widzę jak uśpione pokłady
kreatywności powoli się uwalniają. Pokazuję jak zacząć, a potem
płyniemy razem. Spontaniczna zmiana koloru czarnego na miętowy pod
wpływem aranżacji, którą przypadkowo zobaczyliśmy w gazecie?
Czemu nie! Zachęcam do zabawy wnętrzem. Żyje
się raz!Aranżacje to nie budowlanka - tu można bawić się
możliwościami, zmieniać zdanie, eksperymentować. Projektowanie
wnętrz, to nie budowanie promów kosmicznych!
W Twojej pracy uwielbiam to, że projektowane przez Ciebie
wnętrza żyją. Są zawsze doskonale dostosowane do potrzeb
mieszkańców, ale w ogóle nie tracą na stylu, porządku i
zachwycie, że są takie piękne! Takie idealne! Czy mimo to miewasz
projekty, które nie do końca lubisz, mimo że klienci są
zadowoleni?
Oczywiście! Najważniejsze jest
zadowolenie klienta. Bywa, że projektuję coś „nie po mojemu”
na wyraźną prośbę klienta. Staram się wtedy wyciągnąć z tego
pomysłu jak najwięcej, dobrze ten temat opracować, aby wyszło jak
najlepiej. I najważniejsze, żeby klient był zadowolony. Bardzo nie
lubię we wnętrzach koloru pomarańczowego. Raczej go u mnie nie
zobaczysz, bo w portfolio staram się pokazywać tylko projekty
spójne z moim stylem w 100%, ale to nie znaczy, że nigdy nie
dobierałam sześciolatkowi idealnego odcienia pomarańczu na
ścianie. Moją rolą jest dotrzeć do marzeń i złożyć je w jedną
całość.
A co do idealnych wnętrz w portfolio
to wiesz… Zwykle sesje zdjęciowa robię prosto po remoncie, ale
fakt, zawsze staram się zaaranżować trochę codziennego życia. W
końcu moja drugą specjalizacją jest home staging.
![]() |
Fot. Aneta Wierzbicka. Nowoczesna łazienka w bieli i czerni. |
I jak Wam się podobało? Jesteście ciekawi trzeciej części?
Zapewniam, że warto!!! I zdradzę kilka szczegółów naszej współpracy dla wspólnego inwestora!
Do przeczytania za tydzień!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza
Dziękuję za odwiedziny! Będzie mi miło, jeśli zechcesz podzielić się ze mną swoją opinią.